Drodzy Rodzice! Dzisiaj chciałabym odblokować Wasze wspomnienia z dzieciństwa i być może nadać im nowe życie. Tak więc zapraszam Was do wehikułu czasu, którym cofniemy się o kilkanaście lat, aby powspominać zabawy z naszego dzieciństwa! Mam nadzieję, że to będzie przyjemna podróż, dzięki której znowu poczujemy się jak maluchy eksplorujące świat.
Powspominajcie razem ze mną i zaproponujcie te gry swoim maluchom, aby pokazać im, jak bawili się ich rodzice, kiedy mieli tyle samo lat! W drogę!
Gra w gumę
Nie wiem jak Wy, ale dla mnie to kwintesencja dzieciństwa. Kiedy wracam pamięcią do przerw między lekcjami, to stają mi przed oczami właśnie te zacięte rozgrywki. U nas było 10 poziomów. Dzisiaj pamiętam już tylko jedynki, dwójki, czwórki i siódemki. Spotkałam się, jednak z tym, że w każdej miejscowości dzieciaki miały swoje zasady i mogły się one między sobą różnić. Wy też zastanawialiście się, jak udało się nam stworzyć grę, którą znali wszyscy w czasie, w którym Internet dopiero raczkował, a telefony to nadal była swego rodzaju nowość? Mimo że w zasadach występowały drobne różnice, to jednak sens był ten sam!
I te wysokości! Kostki, kolana, biodra. Pamiętam, że na niektórych trzeba było się naprawdę bardzo mocno nagimnastykować. Do tego była to świetna gra drużynowa! A jeśli brakowało nam osób, które mogłyby trzymać gumę, można było wykorzystać zwyczajne krzesła.
Ciekawą grą była inna jej odmiana – trójkąt. Polegała na tym, że zamiast dwóch osób trzymających gumę w czterech rogach, tworzyło się trójkąt. W tej odmianie każda drużyna musiała liczyć po 3 osoby. Zadaniem każdej osoby w drużynie było przejście po każdym ramieniu trójkąta. Najpierw obiema nogami, a później na jednej – prawej i lewej. Najtrudniejsze zawsze było przeskakiwanie z jednego ramienia na drugi, szczególnie na lewej nodze!
Gra w klasy
Cóż to były za czasy, gdy wystarczyło mieć kawałek kredy i odrobinę placu do rysowania. Gra w klasy to była zabawa, która potrafiła nas zająć na całe godziny. Kibicowaliśmy sobie lub rywalizowaliśmy, ale zawsze dobrze się bawiliśmy! A w tym wszystkim nieświadomie ćwiczyliśmy swoją koordynację!
W moim dzieciństwie zasada była taka, że tam, gdzie wyląduje rzucony kamień, nie możemy stanąć. To jednak były też punkty, które się liczyły do wygranej! Właśnie dlatego im dalej się rzuciło, tym lepiej!
Kiedyś natrafiłam na filmik, w którym pewien człowiek narysował klasy przy wejściu do galerii handlowej lub na lotnisko. Niesamowitym było oglądanie, jak wchodzący ludzie – bez względu na wiek, podejmowali wyzwanie i skakali! Wydaje się, że o ile wiele zabaw odeszło w cień, ta nadal doskonale się trzyma i znają ją nie tylko starsze pokolenia, ale również te młodsze!
Kolekcjonowanie karteczek
Segregator i kolorowe karteczki to kiedyś był największy skarb. Ja do dzisiaj pamiętam, jak pierwszy raz zobaczyłam taki u koleżanki. Miała wtedy karteczki z kotkami i pieskami. Pamiętam, jak poprosiłam mamę, żeby mi też taki kupiła i już kilka miesięcy później miałam ogromną kolekcję.
Jedna duża za dwie małe, a mała brokatowa za dwie duże. Czasami to były całe godziny negocjacji, aby zdobyć tę jedną wymarzoną karteczkę. W moich stronach królowała wtedy bajka Witch i to te karteczki były najbardziej cenne. Do dzisiaj pamiętam pary, które tak niezwykle wyglądały w segregatorze.
I jak z każdą grą, również z karteczkami mam swoje wyjątkowe wspomnienie. Pamiętam, jak kiedyś koleżanka oddała mi jedną, cenną, brokatową karteczkę. Jedynym warunkiem było to, że nie mogę jej nigdy nikomu oddać. Nie zrobiłam tego. Była dla mnie niczym skarb, którym się chwaliłam przed innymi.
Berek
To pewnie gra, którą zna dzisiaj większość dzieci, ale czy na pewno? Przecież ta zabawa miała swoje konkretne zasady!
Pamiętam na pewno dwie wersje. Tradycyjny berek, w którym osoba dotknięta stawała się berkiem i musiała biegać za innymi i ten, w którym przez całą grę był tylko jeden berek. Jego dotyk sprawiał, że złapana osoba musiała stać nieruchomo. Jedynym sposobem na jej uwolnienie było szybkie prześlizgnięcie się pod jej nogami. Gra kończyła się natomiast w momencie, w którym wszyscy zostali zaczarowani. Czy komukolwiek kiedykolwiek udało się zamrozić zupełnie wszystkich uczestników gry? Wątpię!
Krowa
Nie spotykam wiele osób, które kojarzą tę grę, więc podzielę się z Wami swoim wspomnieniem. Było to coś na zasadzie berka, jednak z dodatkowym smaczkiem. Nigdy nie było wiadomo, kiedy zabawa się rozpocznie!
Na czym polegała ta gra? Wybierało się osobę, która będzie krową. Stawała ona na środku i rozkładała ręce w taki sposób, aby uczestnicy gry mogli ją złapać za palce. Wszyscy razem wołali „Krowo, krowo, jakie dajesz mleko?”. Krowa każdorazowo odpowiadała na to pytanie, wymieniając jakiś kolor. W momencie, gdy powiedziała „białe”, gra się zaczynała. Wszyscy mieli za zadanie uciec, a krowa musiała ich dogonić. Była jednak jeszcze jedna, bardzo ważna zasada. Nie trać cierpliwości! Jeśli ktoś puścił palec na kolorze innym niż biały, odpadał z gry. Pamiętacie te emocje?
Rekin
To można określić jako kolejną wariację na temat berka. W mojej szkole na dość sporym korytarzu, na którym spędzaliśmy przerwy, był dywan. Jedynie po bokach była widoczne podłoga. Zabawa w rekina wykorzystywała właśnie tę cechę, ponieważ osoba, która miała być rekinem, mogła przemieszczać się jedynie po dywanie. Reszta uczestników natomiast mogła przebiegać po dywanie, aby dostać się z jednego końca sali na drugi, biorąc jednak pod uwagę fakt, że jeśli jest się na dywanie, może być się złapanym. To sprawiało, że odpadaliśmy z gry. Cóż to były za emocje!
Podchody
Tej gry chyba nie muszę nikomu przedstawiać! Co jednak zauważyłam, jej zasady mogą się różnić w zależności od miejsca na mapie. W tradycyjnej wersji, według której ja się bawiłam, musieliśmy usiąść wszyscy na podłodze w kole. Jedna osoba wchodziła do środka i zamykała oczy. Uczestnicy natomiast wybierali między sobą osobę, która wstanie i zacznie powoli iść w stronę osoby siedzącej w środku koła. Cały myk polegał na tym, że nie mogła wydawać żadnych dźwięków, bo jeśli została usłyszana przez osobę w środku i wskazana, sama siadała w środku koła.
Kiedy wracam teraz pamięcią do tej gry, to z pełnym przekonaniem mogę stwierdzić, że to zadanie było niewykonalne! Zawsze zostaliśmy usłyszani!
To zaledwie kilka zabaw z całej gamy gier, w które bawiliśmy się jako dzieci. Pamiętacie jeszcze te czasy? Ja bardzo chętnie bym się do nich wróciła! Mam nadzieję, że udało mi się odblokować Wasze wspomnienia i chociaż przez chwilę uśmiechnęliście się do siebie samych z tamtych dziecięcych lat. To niesamowita przygoda móc powspominać!
To również może Cię zainteresować!
Emocje – jak i dlaczego warto o nich rozmawiać z dziećmi?